środa, 25 sierpnia 2010

Moja przygoda z techniką decoupage

zaczęła się pod koniec maja  tego roku, kiedy to wybrałam się z częścią rodzinki na plener zielonoświątkowy do Szreniawy i tam wzięłam udział w półgodzinnym (!) "kursie". I to była moja pierwsza praktyczna lekcja (wcześniej naczytałam się o co w tym wszystkim chodzi). Zrobiłam wtedy moją pierwszą (i jak dotąd jedyną) deseczkę na zapiski.Teraz na nią patrzę i śmiać mi się chce, bo ani to ładne ani skończone (jedna warstwa lakieru to przecież nic, a jakos mi nie po drodze z kolejnymi :/). Ale powiesiłam ją w kuchni i bazgrolę na niej co dzień listę zakupów.
A wyglada tak: 


Niedługo potem zrobiłam kurs (już dłuższy) biżuterii w stylu decoupage i lawina ruszyła. Oszalałam. Dosłownie. Nie tylko na punkcie biżuterii. Wszystko wokół zaczęłam klasyfikować wg kategorii "nadaje się do ozdobienia" lub "nie nadaje sie do ozdobienia". Utrudnia to trochę życie ale też dzięki temu okazało się, że moja głowa pełna pomysłów JEST. Miałam chęć ozdabiać dosłownie wszystko. Na szczęście był i jest ktoś, kto do moich zainteresowań i pasji podchodzi z dystansem i pilnuje, żebym nie ozdobiła(?) przypadkiem całego mieszkania :)))

No więc zabrałam się na początek za biżuterię. Na w/w kursie wykonałam taki komplecik:


A później już się posypały kolczyki:

  

Zdarzyła się też bransoletka:


i wisiorki:

 

Ciąg dalszy nastąpi - kolejne bazy pod kolczyki i wisiory już czekają na ozdobienie :)